Rozdział 5

Natychmiastowo zerwaliśmy się z miejsc, pobiegliśmy po schodach do góry za Jeydonem.
-Co jest? - Pytał Ryan.
-Spójrz przez okno...
Ryan podszedł do okna, spojrzał przez nie i od razu powiedział:
-Cholera...
-Kto to ? - Pytał Jeydon
-To moi rodzice, nie mam pojęcia po co tu przyjechali.
-A skąd wiedzą że Ty tu jesteś ?
-Nie wiedzą, ale nie mają tu czego szukać, domek to moja własność. Właściwie to mamy dwa wyjścia z tej sytuacji...
-Jakie?
-Możemy po prostu udawać że nikogo nie ma, chodź to ryzykowne, jeśli mają klucz to zapewne wejdą.
-A ta druga ?
-Otworze po prostu drzwi, ale o was nie mogą się dowiedzieć.
-Zaryzykujmy - Krzyknąłem...
Staliśmy wszyscy osłupiali, czekaliśmy na to co się stanie.
-Oddalają się. -Mówił Jeydon
Odetchnęliśmy z ulgą.
***
Położyliśmy się spać dopiero późnym wieczorem, przez jakiś czas i tak nie mogliśmy zasnąć. Mówiliśmy do siebie półszeptem, leżąc i patrząc się w sufit rozmawialiśmy o tym co będzie dalej.
  Przed świtem obudził mnie chłód który przeszywał całe moje ciało... Było bardzo zimno. Zszedłem na dół, gdy wyjrzałem za okno wszystko było jasne... Dosłownie wszystko było pokryte szronem. Kilka minut po mnie zszedł Ryan.
-Zimno... -Odparłem
-Wiem, przecież czuje ... Trzeba napalić w kominku, nie spodziewałem się że będzie taka pogoda.
Ubraliśmy się ciepło i wyszliśmy na dwór, za domem były pocięte pnie drzew. Wzięliśmy na ręce tyle ile dało rady i zanieśliśmy do domu.
-Podasz mi zapałki z szuflady ?
Wszedłem do kuchni i wyjąłem zapałki, podałem je i usiadłem na kanapie.
-To ja dzisiaj przygotuje dla nas śniadanie. - Powiedziałem chętny.
Wstałem i ruszyłem w stronę kuchni. Wyjąłem z chlebaka 6 bułek i jedzenie z lodówki dla małej. W czasie gdy robiłem kanapki, w mikrofalówce podgrzewałem jedzenie dla Sary. Po 7 minutach wszystko było gotowe. Wyjąłem z szafki talerze i rozłożyłem je na stole. Zawołałem chłopaków do kuchni i razem usiedliśmy. Jeydon miał Sarę na rękach.
-To co będziemy dzisiaj robić ? Na co macie ochotę ? - Mówił Ryan
Spojrzeliśmy na niego z lekkim niedowierzaniem...
-Przecież nie będziemy cały dzień siedzieć w domu... -Dodał po chwili
-Może coś zaproponujesz. - Odparł Jeydon
-Hmm co powiedzieli byście o jakiejś imprezie ?
-Zapomnij, z kim ja dziecko zostawię ?
-Racja... Chodź z drugiej strony dało by się załatwić kogoś do opieki, no ale wybierzemy inne miejsce.
 Patrząc za okno z każdą minutą zimno odpuszczało, słońce które rzucało na ziemie swoje promienie jakoś dawało sobie z tym radę. Wydawało mi się że pogoda dziś będzie ładna.
Ryan poprosił abym został z nim sam na sam. Jeydon poszedł bawić się z Sarą.
-Nie chciałam Ci tego szybciej mówić, właściwie nie wiem nadal jak mam Ci o tym powiedzieć...
-Od czegoś trzeba zacząć.
-No dobrze, rozpocznę od tego mniej ważnego... Nie możemy tu zostać dłużej niż 2 miesiące.
-Ale co dalej zrobimy?!
-Daj mi skończyć. W najbliższym czasie załatwię nam prace. Niestety tylko dla nas, Jeydon ma 16 lat więc będzie trudno... Uzbieramy pieniądze za które kupimy bilety do Nowego Yorku... To tam będziemy mogli prowadzić normalne życie...
-Ale wiesz  że to dużo pieniędzy, przecież to tak daleko...
-Wiem... Ale nie mamy i tak do czego wracać... A uwierz mi że nie chcesz tu zostać. A pracą się nie martw, to jest nasz najmniejszy problem.
-Na prawdę nie wiem co mam o tym myśleć, ale to całkiem inny świat, myślisz że odnaleźli byśmy się w nowym otoczeniu...
-Myślę że tak, to jest świetny pomysł.
Z tego co opowiadał mi Ryan wynikło że ma dobrych znajomych w NY z którymi moglibyśmy jakiś czas mieszkać. Wróciłem do pokoju, położyłem się na łóżku, musiałem to dokładnie przemyśleć...
________________________________________________________
Buziaki :*

Rozdział 4

Biegłem najszybciej jak mogłem w umówione przez nas miejsce. Torbę przewieszoną miałem przez ramię. Z oddali widziałem już Ryana i Jeydona z siostrą. Dobiegłem do nich zadyszany...
-Czemu tak długo ?
-Uwierz to było trudne..
-Nie no ok, nie ma sprawy wiem jak jest. Tylko że teraz zależy nam na czasie. Mam nadzieje że nikt nas nie będzie widział.
Chłopacy też mieli spakowane torby, było ciężko, szliśmy pieszo. Mieszkanie które załatwił Ryan było położone niecałe 5 kilometrów od miasta. Szliśmy cały czas drogą leśną. Rozmawialiśmy tak jakby nic się nie stało. Cała ta droga wydawała się być długa, może dlatego że mieliśmy ciężkie torby... Otaczały nas same drzewa, piękna zieleń której wcześniej nie widziałem, była taka inna od tej o mieście. W niektórych miejscach słońce przebijało się przez gęste konary drzew. W pewnym momencie byłem przekonany że się zgubiliśmy...
-Na pewno dobrze idziemy ?
-Na pewno... Ja znam te okolice często tu kiedyś bywałem.
Martwiło mnie tylko to że robiło się coraz ciemniej. Po jakimś krótkim czasie Ryan wyprowadził nas  lasu, przeszliśmy przez drogę i szliśmy wzdłuż niej. Teraz to latarnie oświetlały nam drogę. Gdy skręciliśmy w prawą stronę widać było skromny mały domek w oddali. Aby tam dotrzeć musieliśmy przedostać się przez pole uprawne. Atmosfera była jak na wsi, dziwnie się czułem, ale taki klimat mi odpowiadał. Doszliśmy do domku i od razu weszliśmy do środka. Rzuciliśmy wszystkie torby przy wyjściu. Przedpokój był skromny, mały ale bardzo przytulny. Ryan zaczął oprowadzać nas od razu. Dom miał dwa pokoje, jeden salon, kuchnię i łazienkę. Z zewnątrz wydawał się być mały ale dopiero w środku zauważyłem że tak nie jest. Salon był bardzo nastrojowy, dość duży, jak na nas idealny. Łazienka była średnia, ale bardzo mi się podobała, za to kuchnia była wielka i łączyła się z salonem. Te stare meble dodawały jej uroku. Salon z kuchnią znajdowały się na parterze. Na pierwszym piętrze były nasze dwa pokoje i łazienka. W końcu nadszedł czas na podział, kto gdzie śpi. Wstępnie ustaliliśmy że ja dziele pokój z Ryanem, a Jeydon razem z siostrą. Pokoje były identyczne, miały ten sam wystrój. Ściany miały szary kolor, były skromne ponieważ stały tam tylko po dwa łóżka jednoosobowe i dwie małe szafy. Gdy rozpakowaliśmy wszystkie nasze rzeczy, usiedliśmy w kuchni. Czułem się tak dziwnie, nie potrafię tego opisać... Dopiero teraz uświadomiłem sobie że to już koniec, koniec przeszłości, że to co było już nigdy nie powróci. Jednak w głębi duszy coś nie dawało mi spokoju.
 Pod wieczór Ryan wyszedł do pobliskiego sklepu. W domu zostałem z Jeydonem. Siedzieliśmy razem przy stole.
-Jak myślisz uda nam się? -Pytałem
-Nam już się udało! Myślę że najgorsze już za nami. - Mówił pewny siebie.
-Muszę pogadać z Ryanem jak wróci o bardzo ważnej rzeczy...
W tym momencie Jeydon wstał:
-Idę wziąć prysznic, przypilnujesz Sarah ?
-Jasne.
Podszedł do mnie i dał mi pod opiekę małą Sarę. Trzymałem ją w rękach, była taka malutka. Od jej urodzenia zajmował się nią Jeydon, to jej najbliższa rodzina. Opiekuje się niż jak może i kocha a to najważniejsze. Po niecałych 10 minutach w tym samym czasie przyszedł Ryan i Jeydon. Podałem mu Sarę i usiadłem z powrotem na miejsce. Ryan rozpakowywał zakupy, miał to co najważniejsze.
-Za chwilę zrobimy sobie kolacje. -Mówił Ryan.
-A co damy dziecku ? -Spytałem
-Pytałem sprzedawczyni, mam dla małej parę rzeczy. Tylko uwierzcie nie potrafię tego dla niej przyrządzić.
-Nie ma sprawy, pomogę.
W niecałe 15 minut wszystko było gotowe, zaparzyłem dla nas herbatę, dla Sary mleko. Jeydon przygotował jedzenie dla siostry. Siedzieliśmy razem przy stole i jedliśmy przy tym rozmawiając.
-Mam nadzieje że wam się tutaj spodoba.
-Jest super, mi spodobało się od razu.
-A no właśnie chciałem z Tobą pogadać.
-Dobra to ja pójdę położyć Sarę do łóżka a wy rozmawiajcie. -Mówił Jeydon.
Wziąłem łyk herbaty.
-O co chodzi ? Coś się stało ?
-Niee nic. Tylko zastanawiam się co będzie gdy na przykład skończą się nam pieniądze.
-O to się na prawdę nie martw, gdy się skończą pomyślimy, ale jak na razie się na to nie zabiera. Mówiłem że ja to porządnie pomyślałem, gdyby nie było wszystko dopięte na ostatni guzik nie zabierał bym was, i nie narażał.
-Wiesz wolałem się upewnić, ale skoro tak mówisz. I tak przejdziemy przez to razem.
W tym samym momencie zbiegł po schodach Jeydon wołający nas na górę.
-Szybko chodźcie ...
_______________________________________________
W czwartek kolejny :) :*

Rozdział 3

Ocknąłem się dopiero po dość długim czasie. Oddychałem z wielkim trudem. Każdy wdech powodował mocny ból w klatce piersiowej. Z początku nie potrafiłem przypomnieć sobie jak do tego doszło, gdy sobie to uświadomiłem i tak się tym nie przejąłem. Leżałem w łóżku do wieczora, nie byłem w stanie się podnieść, każda próba kończyła się boleśnie. Opiekunowie całkowicie mnie olali, nie weszli do pokoju ani razu. Nie obchodziło ich to czy odzyskałem przytomność, z pewnością nie zadzwonili by nawet po pogotowie. Gdy powiedziałem sobie że będę teraz leżał przez długi czas usłyszałem wołanie... Ale co z tego jak ja nie jestem w stanie nic zrobić. Wiedziałem że to Ryan, wszędzie rozpoznał bym ten głos.
-Tray wstawaj to bardzo ważne ! Wiem że tam jesteś.
Nie wiedziałem co mam zrobić. Uniosłem lekko głowę i już czułem jak rozdziera mi wszystko w środku, podparłem się rękoma i uniosłem lekko ku kurze. Byłem w pozycji siedzącej, powoli wstałem. Podszedłem do okna.
-Schodź musimy pogadać. -Mówił Ryan.
-Teraz ? Ja ledwo żyje...
-Ale to bardzo ważne, to może odmienić nasze życie na zawsze.
Po tych słowach musiałem wydostać się na zewnątrz. Otworzyłem szeroko okno i wysunąłem się na zewnątrz. Takie zejście wiele mnie kosztowało.
-To jaka jest ta ważna sprawa.
- Chodzi o to że mam plan, plan jak zakończyć te bezsensowne życie...
-A więc mów... -Mówiłem nie świadomy niczego...
-Dokładnie to chodzi o Ciebie mnie i Jeydona.
W tym momencie zamilkłem, wiedziałem że chodzi tu o coś poważnego. Byłem ciekaw co wymyślił.
-Jutro w nocy uciekamy w trójkę.
-Coo jak to sobie niby wyobrażasz. -Mówiłem podniesionym głosem.
-Normalnie, załatwiłem nam mieszkanie za miastem. Uwolnili byśmy się... Chodzi o to że jeśli nie z wami to ja i tak to zrobię, nie będę dłużej tak żył.
-A pomyślałeś o tym że może przez to szukać nas policja ? Przecież my nie jesteśmy pełnoletni...
-Pomyślałem o tym... O wszystkim... Nie martw się to jest akurat nasze najmniejsze zmartwienie. Gdy Twoi opiekunowie zobaczą że Ciebie nie ma nie wezwą policji... Oni Cię adoptowali i co powiedzą policji? Oni będą mieli na głowie sąd... Oczywiście szukali by Cię, ale nie trafił byś już do nich.
-A Jeydon ?
-On podobnie...
-A mówiłeś mu o Twoich planach ?
-Właśnie zamierzam do niego iść. To jak będzie ? zabierasz się ze mną ?
-Muszę to przemyśleć... Porozmawiaj z Jeydonem i zobaczymy.
-Przyjdę do Ciebie za niecałe pół godziny.
Pożegnałem się z nim i usiadłem na ziemi, nie opłacało się wchodzić z powrotem do pokoju więc zostałem na zewnątrz. Siedziałem i myślałem nad tym wszystkim. To była ciekawa propozycja ale nie umiem sobie tego wyobrazić, jak byśmy żyli co robili. Wiem dobrze że Ryan to odpowiedzialny chłopak, ale na prawdę to dość trudne... Siedziałem i czekałem tylko aż przyjdzie, bylem ciekaw jak zareaguje Jeydon. Z jednej strony bardzo chciałem... Ale z drugiej, coś czułem że to źle się skończy. Minęło 10 minut i zobaczyłem zbliżającego się w moim kierunku Ryana. Gdy podszedł spytałem:
-I jak, co powiedział ?
-On się zgodził... Powiedział że to najlepsze ci udało mi się wymyślić... Ale jest jeden mały problem...
-Jaki ?
-Uciekamy w czwórkę...
-Z kim jeszcze ?
-Jeydon zabiera ze sobą swoją małą siostrę, powiedział że bez niej nigdzie nie idzie z nami.
-Nie dziwie się mu ale to dobrze. Dobrze że myśli o swojej małej siostrze, przecież gdyby ją tam zostawił miała by piekło a jest taka malutka...
-Więc jak ? Jeydon chce a Ty ?
Chwilę się jeszcze zastanawiałem, nie mam pojęcia czemu.
-Tak, uciekamy jutro razem.
-No to super, ja się wszystkim zajmę, jutro wieczorem widzimy się w parku, masz być już spakowany, weź wszystko później już tu nie wrócimy.
Wskoczyłem do swojego pokoju i położyłem się do łóżka. Nie mogłem zasnąć, chciałem po prostu sobie to wszystko wyobrazić, ale to było trudne... Po jakimś czasie w końcu zasnąłem...
 Obudzili mnie opiekunowie stojący nade mną. Byłem zaspany i nie wiedziałem co do mnie mówią. Dopiero gdy opiekun powiedział bardzo głośno:
-Nic Ci nie jest ?
Byłem zdziwiony... Nigdy nie obchodziło go to co ja czuje...
-Chyba nie - Powiedziałem specjalnie obolałym głosem.
-Leż dziś do jutra w łóżku, nie musisz dzisiaj nic robić.
To było bardzo dziwne, nigdy tak nie mówili wręcz przeciwnie, myśleli że zawsze wymiguję się od obowiązków. Wyszli i sami zaczęli sprzątać. Wieczorem musiałem być już gotowy więc wstałem i sprawdzałem wszystkie szafki. Nie miałem za dużo ale miałem spakować dosłownie wszystko co mam. Z szafek wyrzuciłem wszystkie rzeczy na ziemię. Poskładałem je i włożyłem do torby, słysząc kroki w moim kierunku odruchowo wepchnąłem torbę pod łóżko, weszła opiekunka.
-A Ty co już się dobrze czujesz? -Krzyczała
Nie wiedziałem co mam powiedzieć...
-Chodź ja już dla Ciebie znajdę zajęcie.
Zaprowadziła mnie do piwnicy, musiałem układać jakieś słoiki, później obierać jakieś warzywa.
-Nie narobisz się przy tym... - Powiedziała
szczerze mówiąc wkurzyłem się, nie miałem na to teraz czasu. Wszystkie te czynności robiłem do wieczora. Z każdą minutą serce biło mi coraz szybciej.
-Idź się już położyć - Mówił opiekun.
Wróciłem do pokoju i wyrzuciłem rzeczy z pozostałych szafek. Uklepałem wszystko w torbie, zapiąłem ją i rzuciłem na zewnątrz. Nie wahałem się. Nie spojrzałam na wet już na to miejsce, wyskoczyłem z okna złapałem torbę i pobiegłem do parku. Byłem i tak już spóźniony, przez to całe zamieszanie...

__________________________
Uzupełnię pod wieczór...

Edit: W pierwszej kolejności chciałam przeprosić tych co tak długo czekali. Było to spowodowane poprawkami w szkole, miałam urwanie głowy, jakoś dałam rade, chodź było ciężko. Jestem właśnie po wystawianiu ocen więc mam więcej czasu. 


Do tych którzy robią z siebie głupich i cały czas wyzywają :
Ja mam was gdzieś, wasza negatywna opinia najmniej mnie interesuje xD Piszę dla siebie, więc piszcie sobie co chcecie pośmiejemy się razem xD.
_
Do tych pozytywnie nastawionych:
Dzięki za czytanie :* Kocham was. x3 Następny dodaje  (niedziela)

Rozdział 2

Pewnym krokiem podszedł do mnie i od razu rzucił:
-Dawaj kasę- przy czym wyjął nóż z bocznej kieszeni.
Szczerze mówiąc byłem zdezorientowany, to wszystko działo się tak szybko. Stałem na przeciwko niego, patrząc na niego tak jakbym nie zrozumiał co do mnie wcześniej mówił. Przecież ja nawet nie mam pieniędzy, właściwie to nie mam nic co mógłbym mu zaoferować.
-Stary, to biedak jest, zmywamy się... - Krzyczał ktoś z auta.
Wydawało by się że udało mi się, ale podszedł do mnie bliżej. Stałem bez ruchu, machnął nożem w moją stronę, przecinając mi przy tym skórę na dłoni. Facet wsiadł do auta i odjechał z piskiem opon. Jestem odporny na ból dlatego nie zrobiło to na mnie najmniejszego wrażenia. Zacisnąłem pięści i ruszyłem dalej. Udawałem po prostu że nic się nie stało, chodź się bardzo bałem. Gdy doszedłem do siebie, wszedłem przez okno do swojego pokoju. Od razu położyłem się do łóżka, w sumie to i tak nie mogłem zasnąć. Patrzyłem się w sufit bez celu. Trudno cokolwiek powiedzieć, ciężko mi było określić czy dobrze się bawiłem... Musiałem zasnąć, obudziła mnie kłótnia moich opiekunów. Sprzeczali się o to kto ma iść do sklepu, jakby to był jakiś problem... Szybko wstałem i otworzyłem drzwi, zaoferowałem swoją pomoc a usłyszałem tylko oschłe:
-A Ty już nie masz co robić? Tylko nas podsłuchujesz ? Idź do pokoju!
Wszedłem do pokoju, położyłem się do łózka. Nie minęło nawet 5 minut i wszedł mój opiekun do pokoju mówiąc:
-Idziesz teraz do sklepu, ubieraj się, tylko bez żadnych przekrętów. Idziesz kupujesz i wracasz, zrozumiano ?
-Tak.
Szybko się przebrałem i poszedłem do kuchni. Usiadłem na krześle i czekałem co powiedzą dalej. Gdy przyszła moja opiekunka przekazała mi kartkę z listą zakupów. Dała też pieniądze.
-Tylko nie próbuj nas wykiwać.
-Nie zamierzam. - Odparłem spokojnie.
-Idź do sklepu tu na naszej ulicy, ale gdyby czegoś nie było z listy pójdź do tego dalej. Pamiętaj że masz wziąć paragon.
Wszystko schowałem do kieszeni. Wyciągnąłem reklamówkę z szuflady i wyszedłem z domu. Opiekunowie bardzo rzadko wysyłali mnie na zakupy. Gdy tak szedłem ulicą wpadłem na pomysł abym zaszedł do Jeydona, chciałem wiedzieć co u niego po wczorajszym. Ruszyłem szybkim krokiem aby opiekunowie nie zaczęli czegoś podejrzewać... Skoczyłem przez ogrodzenie i od razu podszedłem do okna Jeya. Najpierw zajrzałem, był sam. Zapukałem i od razu podbiegł do okna.
-Co tu robisz ? -Spytał
-Wpadłem na chwilę, chciałem po prostu wiedzieć co u Ciebie... Wiem że wczoraj nie było najlepiej.
-Nie było źle, jasne krzyczeli, ale dali sobie spokój. Nie pytali gdzie bylem... O nic, nie interesowało to ich. Niestety gdy widzieli że mnie nie ma to wyżywali się na mojej małej siostrze, przecież ona jest taka mała. Miałem ochotę normalnie ich pozabijać. Nie mam pojęcia jak tak można robić...
-Dobra ja idę do sklepu, trzymaj się.
-Słuchaj, dziś się nie spotkamy... Po tym wszystkim na pewno nie... Może jutro, nie wiem jeszcze...
-No ok nie ma sprawy.
Jeydon zamknął okno a ja poszedłem do sklepu, wszystko udało mi się na szczęście kupić w tym małym sklepie nie daleko domu. Gdy wróciłem, dałem resztę pieniędzy i paragon, wyładowałem wszystkie rzeczy. Od razu czekało na mnie już kolejne zadanie. Musiałem posprzątać całą łazienkę a później jeszcze wytrzepać wszystkie dywany. Nie lubię sprzątać ale jestem do tego przyzwyczajony. Dostałem mop, płyn do mycia, rozrobiłem go z wodą i zacząłem myć podłogę. Zajęło mi to z 15 minut, nie było źle, gorzej z myciem kafelek na ścianach. Jakoś musiałem dać radę, myślałem tylko o miłych rzeczach, to mi bardzo ułatwiało sprawę. Mycie całej łazienki zajęło mi około godziny, mycie podłogi, kafelek, wanny, złożenie wszystkich rzeczy no i nie obeszło się bez prania... Nie raz tak było że schrzaniłem sprawę... Ubrałem się i wyszedłem trzepać dywany. Było w nich tyle kurzu, że sam się dziwiłem... Trochę tak jakby miały już ponad sto lat... Po tym wszystkim miałem pół godziny odpoczynku, co zleciało mi jak 10 minut. Czekało mnie jeszcze wieszanie prania. Ruszyłem do łazienki i przygotowałem miskę, wyjąłem pranie i położyłem ją do środka. Zaniosłem za dom i zacząłem wieszać. W pewnym momencie zauważyłem że zostawiłem plamę krwi na kremowej bluzce opiekunki... Zostawiłem całe pranie i od razu pobiegłem do domu, musiałem to zmyć jak najszybciej. Wleciałem do łazienki tak szybko żeby nikt nie widział, niestety w łazience siedział opiekun. Od razu się do mnie przyczepił.
-Co tam masz ? -Wyrwał mi bluzkę z ręki.
-Chciałem ją tylko przeprać...
Opiekun chwycił mnie za rękę i przyciągnął w swoją stronę...
Spojrzał na moją dłoń swoją gniewną miną. Popchnął mnie na ziemię, uderzyłem głową o krawędź wanny i straciłem przytomność.
_________________________________________________________________
Następny w piątek :) Mam nadzieje że was nie zanudziłam :) Ale dobra akcja będzie się niedługo rozgrywać.
;*

Rozdział 1

Kolejny dzień zapowiadał się podobnie jak pozostałe. Poczułem tylko silny ból w okolicach brzucha. Od razu zerwałem się na równe nogi. To mój opiekun po raz kolejny sprawił mi brutalną pobudkę. Wysłuchałem co ma mi do powiedzenia i od razu przystąpiłem do moich codziennych zadań, posłusznie wykonywałem jego polecenia. Tego miejsca nie mogę nazwać domem... Każdy mój dzień zaczyna się tak samo, pobudka nigdy się nie zmieni... Jest mi tu bardzo źle ale to właśnie dzięki nim mam co jeść. Nawet choćbym bardzo chciał się wyprowadzić nie mogę. Dokładnie to nie wiem nic o swoim pochodzeniu, czy mam w ogóle prawdziwych rodziców ? Jeśli tak to dlaczego ich ze mną teraz nie ma? Chciałbym się tego dowiedzieć ale to jest praktycznie nie możliwe. Odkąd tylko pamiętam mieszkam z obecnymi opiekunami, tu nigdy nie było dobrze, muszę zajmować się wszystkim. Często mówię sobie że właśnie tylko po to tu jestem potrzebny. Cały czas słyszę tylko jak na coś narzekają, najczęściej na mnie... Mówią o tym jak robię wszystko źle, a bardzo się staram... Ostatnio nawet dowiedziałem się że jestem nie do wytrzymania i próbuję wywiązywać się z obowiązków... Tu gdzie jestem nie mam prawa wyrażać własnego zdania, po prostu nie mogę się odzywać nie proszony. Czas w którym wszystko się zmienia jest noc...Codziennie wymykam się przez okno w pokoju, gdy Ci już śpią. Zawsze spotykam się z moimi znajomymi którzy także nie mają łatwego życia. To jest nasz czas i nikt nam nie mówi co mamy robić. Opiekunowie wstają dość późno więc nie muszę się martwić że mnie przyłapią, zawszę zdążę wrócić. Noc to jest czas w którym mogę być kim tylko chce.
    Dzisiejszego dnia wykonałem wszystkie moje obowiązki bardzo starannie, nie mogłem się już doczekać wieczoru. Ryan wkręcił mnie i Jeydona na imprezę urodzinową jakiegoś kolesia która miała być na mieście. Jakbym tak dłużej się zastanowił to nigdy nie byłem na imprezach, więc to taki jakby mój pierwszy raz. Ostatnią rzeczą którą musiałem dziś zrobić było zmywanie naczyń i sprzątanie kuchni. Mój opiekun pozwolił mi iść położyć się szybciej, musiałem ich okłamać, inaczej takie coś nie miało by miejsca. Wszedłem do swojego pokoju i od razu zacząłem się szykować, nie miałem za wiele rzeczy. Musiałem ubrać zwykły t-shirt i jeansy. Położyłem się w łóżku, musiałem sprawiać chociaż pozory, wiedziałem że prędzej czy później przyjdzie opiekun i sprawdzi co robię. Po upływie niecałych 10 minut przyszli moi opiekunowie, nie obeszło się bez zbędnych komentarzy.
-Wiesz że przez to że dziś się obijasz jutro będziesz miał więcej pracy...
Nie odzywałem się, czekałem aż sobie pójdą. Chwilę jeszcze mówili coś do mnie ale starałem się ich olewać. Gdy wyszli usłyszałem jak ktoś zapukał w okno. Podniosłem się z łóżka i podszedłem do niego. Spojrzałem na dół, to Jeydon już po mnie przyszedł. Ułożyłem pościel tak aby opiekunowie nie zauważyli że mnie nie ma. Otworzyłem okno, przecisnąłem się na drugą stronę i skoczyłem na trawnik. Przywitałem się z Jeydonem, od razu rzucił mi się w oczy zawinięta ręka w bandaż. Nie zdążyłem nic powiedzieć a Jey powiedział mi że to jego tata mu zrobił. Ruszyliśmy pieszo do miasta, mieliśmy około 15 minut. Po drodze rozmawialiśmy sobie o tym co wydarzyło się ostatnio u niego w życiu.
-Ty w ogóle wiesz co to za koleś do którego idziemy na imprezę?
-Wiem tylko że to kolega Ryana, on też tam będzie, ale mówił że wpadnie później, miał coś jeszcze do załatwienia.
Doszliśmy trochę zdyszani na imprezę. Z tego co się trochę orientował Jeydon miał to być jakiś bar. Przed drzwiami stał ochroniarz, poprosił nas o dane. Weszliśmy bez problemu. Zauważyłem że było około 10 osób, od razy podszedł do nas koleś, miał krótkie ciemne włosy i był niski.
-Cześć, jestem Matthew, wy pewnie kumple Ryana ?
-Tak, miło poznać - Mówiłem podając rękę.
-Mam nadzieje że będziecie się dobrze bawić, jak na razie jest mało osób, to jeszcze nie jest połowa zaproszonych.
Po tych słowach ktoś pociągnął go za sobą. Ja z Jeydonem chcieliśmy się trochę rozejrzeć. Miejsce bardzo mi się podobało, wprowadzało w dobry nastrój. Usiedliśmy na jednej z kanap i zamówiliśmy coś do picia. Z każdą minutą przychodziło coraz więcej osób.
-Trey, trochę dziwnie się tu czuje...
-Będzie dobrze, przecież ja też tu nikogo nie znam, a nawet nie kojarzę...
W pewnym momencie puścili już muzykę. Nagle Jeydon strzelił mnie z łokcia w rękę.
-Co ty robisz ? -Mówiłem podniesionym głosem.
-Spójrz jakie laski przed chwilą weszły.
Odwróciłem się i spojrzałem prosto na nie. Nie mogłem oderwać wzroku od nich. Przyszły grupą, było ich około 9. Jednej z nich posłałem uśmiech, nie spodziewałem się że odbierze to jako chęć poznania się. Podeszła wraz ze swoją koleżanką, usiadły na przeciwko, obydwie miały długie czarne włosy.
-Cześć jestem Jasmine, a to moja przyjaciółka Jennie.
Również im się przedstawiliśmy. Zaczęły opowiadać coś o sobie, okazało się że to są dobre koleżanki które są modelkami. Jasmine była śliczna, uroku dodawał jej uśmiech. Jennie miała ładne oczy. Szczerze mówiąc myśleliśmy że są od nas starsze, w rozmowie wyszło dopiero że nie są nawet pełnoletnie. Zaprosiliśmy dziewczyny do tańca, nie mogłem przestać patrzeć na dziewczyny. Trudno to przyznać ale jeśli chodzi o dziewczyny to jestem nie śmiały. Źle zacząłem się czuć gdy Jasmin zaczęła wypytywać o moje życie. Było mi głupio o tym wszystkim mówić, w tym momencie wszystko się popsuło. Zapytała mnie o numer telefonu, wtedy musiałem być bardzo czerwony. Chwilowo udało mi się zmienić ten temat. Powiedziałem jej że jak na razie nie chce o tym rozmawiać. Na chwilę wyszliśmy na zewnątrz, tam było bardziej spokojnie. Oparłem się jedną ręką o furtkę. Rozmawialiśmy chyba z 20 minut, świetnie mi się z nią rozmawiało.
-Mam nadzieje że jeszcze Cię spotkam. Szkoda że nie chcesz mówić dużo o sobie -mówiła
-Ja też mam taką nadzieje, przepraszam ale nie jestem na to gotowy, to nie jest czas ani miejsce na to...   Chodź bym  nawet chciał to i tak nie mogę.
-Myślę że jak się jeszcze kiedyś spotkamy to mi powiesz, tajemniczy jesteś...
W tym momencie przeszedł Ryan obok nas, przeprosił Jasmin i pociągnął mnie za sobą.
-Co ty robisz ? -mówił wściekły Ryan
-Ale o co chodzi ?
-Nie startuj do Jasmin, to jest dziewczyna Matthewa!
Tego to nie wiedziałem, nie mówiła mi nic że ma chłopaka... Wkurzyłem się trochę, Jeydon musiał wracać do domu, nie chciałem żeby miał przeze mnie jakieś problemy, zebraliśmy się i ruszyliśmy do domu. Całą drogę byłem zamyślony, mogła mi mówić szybciej że ma chłopaka... Nie chce już jej nigdy spotkać. Stanęliśmy przed domem Jeya, obeszliśmy go dookoła i podeszliśmy do jego okna. Pożegnałem się z nim i zacząłem iść w kierunku swojego domu.
-Tray.. Czekaj.
-Co jest ?
-Zamknięte ...
-Co ty ?
-Poważnie, zobacz.
Widziałem jak Jeydon złapał się za głowę.
-Muszę wejść drzwiami. Jak mnie zobaczą to po mnie... -Mówił przerażony.
-Musisz spróbować.
Schowałem się za drzewem  i obserwowałem co się stanie. Jeydon otworzył drzwi i machnął ręką że mogę już iść, i właśnie wtedy usłyszałem że robią mu awanturę. Spuściłem głowę, nie mogłem tego słuchać, przez to że poszliśmy sobie na imprezę oni będą go bić... Gdy ja wracałem ulicą do domu, podjechał do mnie jakiś samochód, zatrzymali się i otworzyły się drzwi, z samochodu wysiadł niski facet...
_ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _
Wiadomo pierwszy = Nudny. Powiem wam tylko jedno że na pewno będzie się działo w ich życiu, już sobie rozplanowałam wszystkie wydarzenia : ) :* Rozdział 2 będzie w niedziele ; *

Bohaterowie






 / Tray:  17 lat. Mieszka w rodzinie zastępczej. Interesuje się fotografią. Nie wie nic o swoim życiu, jego celem jest spełnienie marzenia i odnalezienie informacji o swoim pochodzeniu. Nigdy nie postrzegał życia jako coś złego, zawsze nastawiony pozytywnie. Bardzo łatwo udaje mu się nawiązać kontakty z ludźmi, zawsze pomocny i chętny do pracy która potrzebna jest innym. Mimo tego że nic nie ma jest sobą, liczy się ze zdaniem innych. Tray potrafi wyrazić swoje zdanie, cieszy się nawet z najdrobniejszych spraw.  /





Jeydon: 16 lat. Najlepszy przyjaciel Trey`a. Mieszka na sąsiedniej ulicy. Jeydon jest w podobnej sytuacji, jest wykorzystywany przez swoich rodziców dosłownie do wszystkiego. Nie mówiąc o tym że rodzice alkoholicy biją go. Jeydon ledwo to znosi, zajmuje się swoją małą siostrą. Jest pomysłowy, zawsze stara się wybrać tą najlepszą drogę. Próbuje wyjść cało z każdej sytuacji, myśli racjonalnie. Jest dojrzały jak na swój wiek. Czasem wybucha ale stara się zawsze zachować zimną krew. Dla niego nie ma sytuacji bez wyjścia. 











Ryan: 18 lat. Pochodzi z dość bogatej rodziny. Jego matka jest adwokatem, tata ważnym urzędnikiem. Ma wszystko z wyjątkiem najważniejszego... Miłości. Z rodzicami nie ma dobrych kontaktów, praktycznie nie widzi się z nimi. Nigdy nie mają dla niego czasu. Kumple są dla niego jak rodzina, spotyka się z nimi zawsze jak nadarzy się okazja. Ryan bardzo im pomaga, najchętniej uciekłby od tego wszystkiego. Uważa że jego życie jest nudne. Robi szalone rzeczy ponieważ to jest to co kocha najbardziej, wtedy na prawdę czuje że żyje.